Azjatycka pielęgnacja twarzy intryguje mnie od bardzo dawna, więc systematycznie staram się poszerzać swoją wiedzę na jej temat, by później wcielać ją w życie, a nic nie sprawia mi takiej przyjemności jak odkrywanie kolejnych japońskich i koreańskich kosmetyków, które wzbogacają mój pielęgnacyjny rytuał. Do tej pory moją ulubioną marką była Missha, choć Skin79 również przypadło mi do gustu. Tym razem jednak postanowiłam zaprzyjaźnić się z koreańskimi upiększaczami od IT'S SKIN, o których dziś chcę Wam co nieco opowiedzieć.
Maseczki w płachcie
Jak to Charlotte Cho stwierdziła w swojej książce - maski w płachcie wywodzą się z Korei i są tam jednymi z najbardziej lubianych produktów. Ja pierwszą styczność z takim upiększaczem miałam prawie 5,5 roku temu i nie przypadł mi do gustu, bo słabo dolegał do twarzy, płyn ściekał mi po szyi na dekolt, a w dodatku płachtę zakładało się na uszy. No cóż, był to polski produkt i niewiele miał wspólnego z azjatyckimi standardami. Zraziłam się wtedy do materiałowych maseczek i przez długi czas nie mogłam pojąć ich fenomenu... aż do teraz!
IT'S SKIN Power 10 Formula YE Mask Sheet [Vitalizing] - regenerująca maska w płachcie z wyciągiem z drożdży poszła na pierwszy ogień. Po oczyszczeniu i tonizacji skóry, nałożyłam maskę i byłam miło zaskoczona, że idealnie dolega do twarzy, nie zsuwa się, a mimo mocnego nasączenia płachty nic nie ścieka mi po szyi. Gdy maseczka gościła na mojej twarzy odczuwałam subtelny chłód. Po upływie około 30 minut zdjęłam ją i wklepałam resztki kremowego preparatu, który w mgnieniu oka całkowicie się wchłonął - pozostawiając skórę idealnie odżywioną i długotrwale nawilżoną, a w dodatku bez zbędnego natłuszczenia. Poza tym, moja cera zyskała zdrowy wygląd i jednolity koloryt. Dodam, że to cudo kosztuje jedynie kilkanaście zł, więc chętnie będę do niej wracać 😍
IT'S SKIN Power 10 Formula VB Mask Sheet [Balancing] - regulująca maska w płachcie z kompleksem witamin z grupy B, która przeznaczona jest do pielęgnacji skóry tłustej i mieszanej, a więc powinna być idealna dla mnie - i taka właśnie była! Płachta VB nasączona jest całkowicie innym preparatem niż YE - ten jest dużo rzadszy i przypomina przeźroczysty żel, jednak mimo to nie spływa z twarzy. W tym przypadku również odczuwałam delikatny chłód, a po zdjęciu maski zauważyłam znaczne zmniejszenie się widoczności porów skóry, co z kolei wpłynęło na ograniczenie produkcji sebum i przez ponad tydzień miałam święty spokój z przetłuszczaniem się strefy T i nie musiałam stosować dodatkowych preparatów matujących.
Maseczki stosowałam w odstępie tygodnia i nie zauważyłam, by któraś z nich miała negatywny wpływ na skórę - obyło się bez pieczenia i podrażnień, a na mojej twarzy nie pojawiły się nowe niedoskonałości 👌
Maseczki stosowałam w odstępie tygodnia i nie zauważyłam, by któraś z nich miała negatywny wpływ na skórę - obyło się bez pieczenia i podrażnień, a na mojej twarzy nie pojawiły się nowe niedoskonałości 👌
Słodki design opakowań
Niektóre azjatyckie kosmetyki mają wyjątkowo urocze opakowania - bo któż nie kocha truskawkowego balsamu do ust zamkniętego w słodkim makaroniku?! 😍 Oczywiście, wygląd to nie wszystko, a pachnący truskawkami balsamik pokochałam przede wszystkim za świetnie odżywienie i zmiękczenie ust.
Natomiast gdy mam ochotę na mocniejszy kolor - sięgam po intensywną fuksję o żelowym wykończeniu Jelly Tong-Tong Tint w odcieniu 03. Tint ma w składzie wyciąg z miodu, maliny, arbuza i grejpfruta, więc dodatkowo pielęgnuje usta, które są długotrwale nawilżone. Co prawda nie jest on tak trwały jak matowe pomadki, ale jego właściwości pielęgnacyjne wszystko mi rekompensują 😊
Podstawowy demakijaż i nawilżanie
Lubię mieć poczucie, że moja cera jest idealnie oczyszczona. Często jednak kosmetyki, które dokładnie oczyszczają - powodują też nadmierne przesuszenie lub nieprzyjemne ściągnięcie skóry, więc gdy po raz pierwszy użyłam Cleansing Foam 'Green Tea Calming', czyli pianki do mycia twarzy z zieloną herbatą, aż piałam z zachwytu! Swoim działaniem przebiła nawet mój ubiegłoroczny hit - peeling gommage od FlosLek.
Pianka, która tak naprawdę jest perłowo-żółtą pastą z drobinkami (na poniższym zdjęciu), dopiero pod wpływem wody przeradza się w kremową pianę, którą łatwo można spłukać. Drobinki delikatnie masują skórę, jednak daleko im do typowego peelingu. Podczas zmywania pianki idealnie oczyszczona skóra wręcz aż trzeszczy pod palcami, a co najlepsze - jest doskonale odżywiona, delikatnie nawilżona i nie występuje uczucie ściągnięcia. Poza tym, moja mieszana cera w ogóle się po niej nie przetłuszcza w strefie T, a pory skóry są prawie niewidoczne. Ubyło mi nawet zaskórników na nosie i brodzie, a nowe niedoskonałości się nie pojawiają. Ten kosmetyk jest po prostu genialny i już dawno nic mnie tak nie zachwyciło! 😍
W dodatku, pianka bazuje na łagodnych, ale treściwych składnikach i ma dosyć przystępną cenę jak na azjatyckie kosmetyki, bo kosztuje średnio 42 zł i jest niesamowicie wydajna - kropla wielkości orzeszka ziemnego wystarcza na umycie całej twarzy.
Oczyszczanie oczyszczaniem, jednak nawilżanie cery jest równie ważne. Do tonizowania stosuję obecnie całkiem przyjemną mgiełkę - esencję nawilżającą 'Japoński rytuał' od Marion, a następnie wmasowuję relaksującą esencję, która bazuje na aloesie i olejku jojoba. Ma ona dosyć lekką, prawie płynną konsystencję i szybko wchłania się w skórę - pozostawiając ją długotrwale nawilżoną. Czasami stosuję dodatkowo krem na noc, a 2-3 razy w tygodniu funduję sobie glinkową maseczkę, choć ostatnio pokochałam maski w płachcie. Taki oto rytuał pielęgnacyjny z koreańskimi kosmetykami It's Skin w roli głównej nieźle sprawdza się przy mojej kapryśnej, mieszanej cerze, która ostatnimi czasy miewa się całkiem dobrze 👌
A Wy lubicie azjatycką pielęgnację twarzy?
Macie swoje ulubione marki lub kosmetyki?
Uwielbiam maski wszelkiego rodzaju ale ostatnio najczęściej sięgam jednak po te w płacie, chyba ze względu na ekspresowość "obsługi". Tych, które pokazałaś - nie znam.
OdpowiedzUsuńJa miałam uraz do masek w płachcie, bo na samym początku przygody z nimi trafiłam na niewypał, ale te z It's Skin pokochałam, więc mam ochotę na więcej ♥
UsuńPrzeuroczy "makaronik" wpadł mi w oko :D Z tej marki mam piankę bananową do mycia twarzy ;)
OdpowiedzUsuńJa mam ochotę na olejek do demakijażu z tej samej serii co pianka :D
UsuńJa nie jestem wielką fanką masek w płachcie, ale czasami w wannie je zakładam. Koreańską pielęgnację uwielbiam, kto nie testował nie wie co traci. To bardzo skuteczne kosmetyki. Szkoda że ceny w Polsce są bardzo wysokie. Zainteresowałaś mnie pianką. Miałam próbkę koreańskiej, pewnie za krótko ją stosowałam by zauważyć spektakularne efekty. Rzadko jaki produkt redukuje liczbę zaskórników. No i jest w miarę tani. Tint wygląda przepięknie. Szkoda że nie pokazałaś swatche'a :)
OdpowiedzUsuń